Dorosłość a problemy, jak to jest w rzeczywistości?

 Dzisiaj zabiorę Was w zupełnie inną podróż. Nie po krajach, a po moich przemyśleniach. Dokładnie to chciałam podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami odnośnie dorosłości i problemów. Czy tylko mi wydaję się, że z wiekiem tracimy dziecięcą beztroskę i jesteśmy niewolnikami własnego życia? Praca, obowiązki, problemy codzienne, analizowanie ryzyka, trzeźwy umysł czuwający na każdym kroku - czy to wszystko nie pozbawia nas radości z życia? Odnoszę wrażenie, że z wiekiem nasze problemy nabierają rozmachu. A może najzwyczajniej my mamy większą wrażliwość i świadomość powagi sytuacji? Cofnijmy się kilka dobrych lat wstecz.

Czasy przedszkola, czy jeszcze wszyscy je pamiętamy? Największy koszmar to leżakowanie pół godziny bezczynnie albo obawa czy Panie z kuchni znowu zrobią znienawidzony krupnik. Trauma! Na obiad mielone! No i znowu trzeba będzie kombinować - najlepiej schować pod ziemniaki. Już od małego uczyliśmy się rozwiązywać nasze problemy. Każdy na swój sposób.

W podstawówce koleżanka dostała więcej walentynek na 14 lutego niż Ty? Porażka.

Na WFie nie wybrali Cię jako pierwszego do drużyny w kosza? Aaa no i właśnie na przerwie przegrałeś swoje wszystkie pokemony! Co za pech!

Największy wstyd i upokorzenie? Pani z muzyki kazała Ci śpiewać na środku klasy, a Ty masz głos jak Mandaryna przed masteringiem? Znajome?

Największym koszmarem było wstać na zajęcia wyrównawcze z matematyki na 7:15, ale jak się podkochiwałaś w geniuszu matematycznym to pod salą byłaś już o 7.00 w pełni gotowa udawać, że też kochasz matmę. Ależ poświęcenia!

Czy dzisiaj nie chcielibyśmy mieć takich problemów? Zastanówmy się..

Aktualnie marzyłabym o horrorze jakim jest bezkarne leżakowanie i gotowa zupa na stole, nawet jeśli miałby to być wspomniany wcześniej krupnik! Ważne, że samemu gotować nie trzeba. Marzą mi się dylematy rodem z liceum - czy pójść na koncert juwenaliowy twoich ulubionych raperów czy iść poprawiać kartkówkę z WOS-u na konsultacjach?

Lęki, obawy, dylematy, rozczarowania, wstyd, problemy z którymi mierzyliśmy się w przeszłości wydają nam się teraz takie nieistotne. Czy dzisiaj mają jakiekolwiek znaczenie? Ile razy zdarzyło się Wam przejmować rzeczami, które w ogóle nie miały miejsca? Dlaczego więc zamartwiamy się aktualnymi sprawami?  Czy będzie z nimi tak samo? Czy uznamy z perspektywy czasu, że to co zaprzata nam dzisiaj głowę i spędza sen z powiek nie było tego warte? Czy za kilka lat problemy, z którymi dzisiaj się mierzę, bedą równie zapomniane i śmieszne co dzisiaj te z czasów szkolnych? 

Zastanawiam się, czy z wiekiem tracimy dziecięcy luz i dlatego problemy nabierają większego wymiaru niż w rzeczywistości.. Czy może na każdym obecnym etapie życia nasze obawy są największe, a za kilka lat będą zupełnie nieistotne w porównaniu z tym co czeka nas dzisiaj? Zostawiam Was z tymi przemyśleniami i życzę nam wszystkim ogromnego dystansu do spraw, z którymi mierzymi się tu i teraz. Czasami wystarczy cofnąć się do przeszłości i uświadomić sobie, że to co wtedy wydawało się sytuacją bez wyjścia, przez którą stresowaliśmy się tygodniami, było zwykłą drobnostką, z której dzisiaj się śmiejemy. A może z naszego dzisiejszego problemu też będziemy szydzili za kilka lat, a dzisiaj jest ogromną kulą u nogi naszego umysłu..




 Tak więc, więcej luzu i dystansu, a niektóre sprawy rozwiążą się same i tego Wam i sobie życzę :) Pozwólmy sobie czasem na trochę beztroski, zapomnienia i totalny off umysłu :) Bądźmy czasem dużymi dziećmi :)


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co zwiedzić będąc na Korfu? Czyli moje wielkie greckie wakacje!

Kulinarny weekend we Lwowie